Początek mojej historii sięga jedenaście lat wstecz. Właśnie wtedy zaczęła się moja przygoda z trądzikiem. Niby to nic niezwykłego w tym wieku, większość nastolatków przez to przechodzi. Ale o ile moi koledzy i koleżanki z klasy mieli co najwyżej parę drobnych wyprysków, u mnie był to trądzik przez duże „T”. Było to dla mnie bardzo przykre doświadczenie, zwłaszcza, że podejmowane próby poradzenia sobie z nim nie dawały pożądanego efektu. Drogeryjne kosmetyki były za słabe. Przetestowałam na sobie wszystkie, jakie były dostępne. W końcu udałam się do dermatologa, który zapisywał mi różne maści, antybiotykowe i sterydowe. Ale nawet to nie przynosiło poprawy. Po rozważeniu wszelkich za i przeciw, zdecydowałam się na kurację Izotekiem. Niestety po zakończeniu kilkumiesięcznej kuracji problem powrócił. Byłam załamana. W międzyczasie zaczęłam bardziej interesować się zdrowiem oraz czytałam dużo na temat trądziku. Zamiast powtarzać kurację, postanowiłam spróbować rozwiązać problem w sposób możliwie naturalny.

Przyznam szczerze, że na ten moment nie odważyłabym się zamieścić żadnego zdjęcia z tamtego okresu, chociaż może się kiedyś to nastąpi. Byłoby to na pewno świetne udokumentowanie poprawy, jaką udało mi się uzyskać. Dzisiaj nie mam już praktycznie żadnych problemów ze skórą.